PiS wypowiedział wojnę kolejnej korporacji zawodowej - licencjonowanym pośrednikom w obrocie nieruchomościami. Jak przypomina „Gazeta Wyborcza", obecnie, żeby pośredniczyć w transakcjach nieruchomościowych, nie wystarczą chęci, lecz trzeba mieć jeszcze licencję. Uzyskuje się ją po ukończeniu specjalistycznego kursu i zdaniu egzaminu, na co trzeba poświęcić sporo czasu i pieniędzy. Ten, kto zlekceważy ten wymóg, sporo ryzykuje, gdyż pośredniczenie bez licencji to w najlepszym razie grzywna (do 5 tys. zł). Ustawa o gospodarce nieruchomościami przewiduje też karę aresztu lub ograniczenia wolności.
Tymczasem - donosi „Gazeta Wyborcza” - w projekcie nowelizacji tej ustawy, nad którą pracuje już Sejm, rząd zaproponował wykreślenie kar. Licencja co prawda nadal ma być obowiązkowa, ale jej brak nie wiązałby się z żadnymi sankcjami. Być może pomysł z wykreśleniem kar za brak licencji ma doprowadzić do spadku cen, jako że działające na czarno agencje są na ogół tańsze od legalnych, które biorą około 3 proc. od wartości transakcji i to od obydwu stron.
- To paranoiczny układ - komentuje ten fakt dla „Gazety Wyborczej” szef Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości Aleksander Scheller. Jego organizacja chce przekonać posłów, że ten pomysł jest szkodliwy dla rynku. - Pośrednik musi umieć poruszać się w gąszczu skomplikowanych przepisów. Jeśli wolno będzie prowadzić tego typu usługi bez licencji, wezmą się za to przypadkowi ludzie, niemający odpowiedniej wiedzy fachowej.
Obecnie w całym kraju działa ok. 6,2 tys. licencjonowanych pośredników. Nikt nie wie, ilu działa w szarej strefie.
Polska Federacja Rynku Nieruchomości będzie zabiegała o utrzymanie przynajmniej grzywny - podsumowuje Gazeta. - Ukarany nią przedsiębiorca trafi do rejestru skazanych, co znacznie utrudni mu życie, np. przez pięć lat nie będzie mógł robić kariery w samorządzie terytorialnym - mówi Scheller.