> Sylwester Ołdak napisał:
> zalałem kiedyś mieszkanie sąsiadowi, to on musiał zgłosić się do mojego ubezpieczyciela i powołać się na moją polisę ubezpieczeniową, potem ubezpieczyciel zadzwonił do mnie by wszystko potwierdzić, i było po sprawie. Nikt mi już niczym nie zawracał głowy, ale czas na zgłoszenie szkody to chyba maximum miesiąc.
Dokladnie tak powinno wyglądać załatwienie tej sprawy. To najprostszy i najbardziej cywilizowany sposób na załatwienie takich sąsiedzkich, nie przyjemnych sytuacji.
Inna sprawa, że z reguły odbywa się to zupełnie inaczej i rodzi konflikty.
Zalałam kiedyś sąsiadkę, a że jest to kobieta z ograniczoną (ale nie pozbawiona całkowicie) możliwości swobodnego poruszania się (chodzi z balkonikiem) zaproponowałam jej pomoc w załatwieniu formalności i zgłoszenie u mojego ubezpieczyciela sprawy. Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Zgodnie z tym, o czym mowa była wcześniej - ubezpieczyciel przyjął zgłoszenie i kazał czekać na pismo w sprawie potwierdzenia przyjęcia odpowiedzialności przeze mnie za wyrządzona szkodę.
Jednak zawsze - formalności chwilę trwają - jednak wg. mojej sąsiadki za długo (ok. 2 tygodni czekała spokojnie). I zaczęło się!!! Dzwonienie, nachodzenie, plotkowanie... Posądzenia o to, że nie zgłosiłam sprawy (choć pokazała mi pismo, które mój ubezpieczyciel do niej przysłał, a ja potwierdziłam je swoja korespondencją z ubezpieczalnia), o to, że pewnie nie będę chciała się przyznać do szkody, że jestem tak i siaka
Dodam tylko, że spokojnie czekałam na finał sprawy, na wypłatę odszkodowania i minę pani, kiedy dostanie pieniądze. Doczekałam się i doczekałam się też, że sąsiadka unika teraz mojego wzroku, nawet mnie, bo chyba cały jej świat się zawalił w momencie, gdy teoria spiskowa się nie potwierdziła.
Co do sądu - prawo zakłada, że jeśli nie potwierdzisz, że bierzesz na siebie odpowiedzialności za wyrządzoną szkodę to zalana osoba raczej nie będzie miała szans na dojście swoich roszczeń, ponieważ bardzo trudno jest udowodnić w sytuacji zalania, że zrobiłaś to specjalnie i z zamiarem wyrządzenia szkody. Więc zalani są na przegranej pozycji, jeśli sąsiad okaże się tzw. świnią. Dlatego w takich sytuacjach, jeśli sprawca szkody nie ma ubezpieczenia, dobrze jest się polubownie dogadać z poszkodowanym, żeby on pokrył koszta ze swojego ubezpieczenia.
W Twojej sytuacji jest to trudne, bo sąsiad pewnie zwietrzył interes i życzy sobie więcej, niż de facto będzie kosztowało usunięcie szkody. Nie pozostaje nic innego, jak poszukać rzeczoznawcy, ewentualnie wykonawcy z jakimiś "lepszymi" uprawnieniami, który wystawi dokument - kosztorys potwierdzający faktyczna kwotę potrzebną, by usunąć szkodę.
Powodzenia!